Tak, Sikornik…
Tyle razy przemierzałem tą widokową ścieżkę, czy to pieszo, czy na rowerze, czy to w dzień, czy w nocy, ale… biegłem nią po raz pierwszy.
Jak już pisałem wielokrotnie, Szwajcaria dała mi bardziej sportowe podejście do poruszania się oraz… zapewniła odpowiedni sprzęt – biegłem od stóp do głów odziany w produkty Mammuta (oprócz skarpetek oczywiście, których pomimo moich lamentów dalej nie ma w ofercie Mammuta) i dzięki temu mogłem wygodnie i modnie zwiedzić spory obszar Zwierzynieckiej Arkadii.
Prawidłowo rzecz ujmując, Sikornik to wydłużony grzbiet terenu o długości nieco ponad 3 km, ciągnący się ze wschodu na zachód, od ujścia Wisły do Rudawy przy Klasztorze Norbertanek aż do Przełęczy Przegorzalskiej oddzielającej go od Lasu Wolskiego. Od ponad 150 lat zwany jest też Wzgórzem św. Bronisławy. W języku potocznym, Sikornik zaczyna się dopiero na końcu Alei Waszyngtona.
Biegnę asfaltową aleją w kierunku zachodnim i zastanawiam się skąd wzięła się nazwa Sikornik. Pewnie w lesie, który niegdyś pokrywał w całości to wzniesienie, mieszkało dużo… sikorek.
Po prawej stronie alei widać stare ceglane budynki ogrodzone siatką.
Była to kiedyś jednostka wojskowa i teren był cały czas patrolowany przez żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, a na ogrodzeniu wisiały znaki zakazu fotografowania. Teraz znaków już nie ma, wszystko można zobaczyć w Google Maps i szykuje się chyba jakiś remont…
Nieco dalej, także po prawej stronie drogi były ogródki działkowe, gdzie mój dziadek uprawiał owoce i warzywa na powierzchni kilku metrów kwadratowych, z których następnie robił fantastyczne przetwory na zimę. To też już przeminęło z wiatrem.
Trasa biegnie prosto na zachód, raz w górę, a raz w dół. Po prawej stronie, pomiędzy drzewami widać dzielnice Krowodrza, Bronowice, Prądnik Biały, a dalej w kierunku północnym zaczyna się Wyżyna Krakowsko-Częstochowska z malowniczym szlakiem Orlich Gniazd.
Po lewej stronie, w dolinie, rzeka Wisła powoli płynie w kierunku Wawelu i centrum Krakowa.
Płynie Wisła, płynie
Po polskiej krainie,
Zobaczyła Kraków, pewnie go nie minie.Zobaczyła Kraków,
Wnet go pokochała,
A w dowód miłości wstęgą opasała.
Dalej widać osiedla mieszkaniowe, następnie wzgórza otaczające Kraków od południa, a jeszcze dalej Gorce i Babią Górę. Perspektywę zamyka skalna ściana Tatr, tworząca naturalną granicę ze Słowacją. Można rozpoznać Łomnicę, Lodowy Szczyt i Mięguszowieckie Szczyty nad Morskim Okiem.
Na wprost na zachodzie widać Klasztor Kamedułów na Srebrnej Górze, o którym pisałem w artykule Pasterka na Srebrnej Górze, a do którego mam plan dzisiaj dobiec.
Zbiegam w końcu w dół do Przełęczy Przegorzalskiej, przez którą biegnie ulica Jodłowa łącząca ekskluzywną dzielnicę Wola Justowska z osiedlem Przegorzały i już jestem w Lesie Wolskim. Ścieżka pnie się ostro w górę przez piaszczysty wąwóz, a następnie już łagodniej przez las, aż do Krakowskiego ZOO, w którym bywałem w przeszłości wielokrotnie.
Wzdłuż ogrodzenia i wejścia do ZOO biegnę nieco w dół aleją Żubrową, ale zaraz przy budynku w którym znajduje się toaleta (ta informacja zawsze może się przydać), skręcam w lewo w aleję Wędrowników i biegnę nią aż do skrzyżowania szlaków.
Wybieram szlak żółty prowadzący w prawo w dół kamienistą ścieżką. Pomiędzy stromymi ścianami Wolskiego Dołu zbiegam do Rezerwatu Panieńskie Skały. Przy skałkach przechodzę do marszu, żeby zrobić zdjęcia i wybrać dalszą trasę.
Nagle słyszę jakieś kobiece głosy dochodzące z pomiędzy skał. Nie potrafię rozróżnić słów, więc z ciekawości podchodzę bliżej i w głębokiej szczelinie prowadzącej pod ziemię widzę ogromną salę…, jakby kaplicę oświetloną świecami…, a w niej kobiety w habitach. Wtedy wyraźnie do moich uszu dolatują słowa hymnu uwielbienia:
Sanctus, Sanctus, Sanctus, Dominus
Deus Sabaoth.
Pleni sunt caeli et terra
maiestatis gloriae tuae.
Po cichu wycofuję się do szlaku i zostawiam rozmodlone Norbertanki w ich bezpiecznym schronieniu.
Koniec części piątej