Mammut w krainie Heidi

Spójność zachowań z prezentowaną wizją jest jednym z istotnych czynników w biznesie. Nie jest dobrze odbierane przez społeczeństwo i prawodawców, gdy jakaś firma głosi, że nie reklamuje swoich produktów wśród nieletnich, po czym sponsoruje koncert, którego publicznością są w większości nastolatki. Ale to inna historia.

Ja postanowiłem pokazać, że w świecie realnym jestem spójny z tym co piszę na blogu i wziąłem udział w biegu górskim o wdzięcznej nazwie Swiss Irontrail, a którego głównym sponsorem była firma… Mammut.

Tym razem udałem się na wschód, gdzie jak stwierdził Jerzy Stuhr w „Seksmisji”, „musi być jakaś cywilizacja”. Jemu chodziło oczywiście o Związek Radziecki, ja natomiast trafiłem na wschodni kraniec Szwajcarii, do kantonu Gryzonia, do miasta Davos, w którym co roku odbywa się Światowe Forum Ekonomiczne. Żeby jednak nawiązać do wspomnianego wcześniej ZSRR, dodam, że częstym gościem tego kurortu jest były członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR) i minister w socjalistycznym rządzie PRL, Aleksander Kwaśniewski. W tym zachowaniu w ogóle nie ma spójności – piewca i czynny działacz socjalistyczny, ukochał jeden z najbardziej luksusowych kurortów świata (symbol zgniłego kapitalizmu).

No, my tu gadu, gadu, a trzeba zaczynać zabawę.

Z ładnie położonego, starego miasteczka Mayenfeld prowadzi wąska dróżka, biegnąca przez zielone, pełne drzew pola, aż do podnóża wysokich od tej strony gór, spozierających z powagą ku dolinie. Dalej, tam gdzie dróżka zaczyna ostro piąć się pod górę, ciągną się łąki porośnięte niska trawą i górskimi ziołami. Ich zapach wita przybysza z daleka, sama zaś dróżka wiedzie już prosto w Alpy.
/Johanna Spyri, Heidi, tłumaczenie Izabella Korsak/

Start do biegu na 42.7 km miał swój początek w Lenzerheide na wysokości około 1500 m n.p.m. Najpierw rozgrzewkowa, 4 kilometrowa rundka wokół jeziorka Heidsee, a następnie ostro w górę na 2000 m n.p.m. Po około 15 kilometrach, na wysokości ponad 2500 m n.p.m. pierwszy postój regeneracyjny w stacji kolejki górskiej. Następnie spokojnie w dół, szeroką drogą, która w zimie jest nartostradą i ponowna wspinaczka na najwyższy punkt biegu, czyli szczyt Weisshorn o wysokości 2653 m n.p.m.

Na alpejskim szlaku

Na alpejskim szlaku

Prawie pod koniec wspinaczki, gdy wybiegłem zza skały, zobaczyłem stojącego na drodze wysokiego mężczyznę w czarnym płaszczu. Gdy podbiegłem bliżej, zobaczyłem, że wspiera się on na mieczu z valyrianskiej stali – wtedy go poznałem. Eddard Stark, Lord Winterfell i Namiestnik Północy, wskazał mieczem na szczyt, rzekł „winter is comming” i rozpłynął się w pierwszych płatkach śniegu. Dzięki temu ostrzeżeniu otrzymanemu w ostatniej chwili, nałożyłem szybko kaptur mojej zielonej kurtki Mammut DRYtech Premium i z pewnością siebie wszedłem na szczyt.

Winter is coming

Winter is coming

Szalała tam burza śnieżna. Grube płatki śniegu wirowały w szalonym tańcu i zalepiały okulary, wiatr wył potępieńczo, a na granicy widoczności przemykały tajemnicze postacie o błękitnych oczach. Na szczęście burza nie trwała dłużej niż 10 minut i po chwili zza chmur wyjrzało piękne słońce, w którego promieniach zbiegłem przez Tęczowy Most do Arosy.

Tęczowy Most Bifrost - jedyna droga do Asgardu

Tęczowy Most Bifrost – jedyna droga do Asgardu

Tam, w bunkrze przeciwatomowym posiliłem się makaronem z sosem bolognese i przepiłem to wszystko Coca-Colą. Po około 20 minutach ruszyłem dalej. Początkowo w dół, co nie przeszkadzało tak bardzo w trawieniu, a następnie ponownie w górę przez alpejskie łąki, na których pasły się alpejskie krowy.

Krowy rasy szwajcarskiej

Krowy rasy szwajcarskiej

Zmęczenie dawało o sobie znać. Już wiedziałem, że na następny bieg zabiorę kijki, które odciążą nogi i pomogą we wspinaczce. Także w kwestii przyjmowania płynów, miałem w plecaku butelki, co okazało się niezbyt wygodne, gdyż za każdym razem musiałem ściągać plecak, wyjmować butelkę, odkręcać i dopiero pić. Czyli kolejna nauka wynikająca z praktyki – na następny raz – plecak ze zbiornikiem na wodę i rurką.

Tymczasem trzeba było wspomagać się inaczej, żeby biec dalej, naprzód, przed siebie, zdobywać kolejne metry i kilometry. Przypomniał mi się wtedy bardzo pouczający kawał, właśnie w temacie pokonywania kolejnych kilometrów:

Młody wielbłąd pyta swojego taty:
– Tatusiu, dlaczego gazele mają takie piękne i zgrabne raciczki, a my mamy takie wielkie rozczapierzone kopyta?
– Widzisz synku, nasze kopyta są dostosowane do tego, aby iść tysiące kilometrów przez pustynie, człapać noga za nogą, ciągle do przodu i nie zapadać się w piasku.
– Aha. A dlaczego antylopy mają taką gładką i błyszczącą sierść, a my mamy takie kłaki zwisające, a w innych miejscach nawet nie mamy sierści?
– Widzisz synku, nasza skóra dostosowana jest do tego, aby iść tysiące kilometrów przez pustynie, ciągle do przodu, gdzie w ciagu dnia jest niesamowicie gorąco, a nocą temperatura spada nawet poniżej zera.
– Aha. A dlaczego zebry mają taką piękną i zgrabną linię pleców, a my mamy takie okropne garby?
– Widzisz synku, nasze garby są niezbędne do tego, aby iść tysiące kilometrów przez pustynie, ciągle do przodu i kiedy inne zwierzęta już umrą z głodu, my możemy iść dalej pobierając jedzenie z naszych garbów.
– Aha. Ale po co nam to wszystko, jak my przecież w ZOO mieszkamy?

Ostatni, krótki postój, po 35 kilometrach, w Jatz na wysokości 1831 m n.p.m., a następnie 500 metrów w górę, na dystansie 2 kilometrów. Po zdobyciu przełęczy Strelapass, gdzie znajdował się punkt kontrolny, został już tylko długi zbieg do Davos.

Strelapass

Strelapass

W Davos, na mecie czekała na mnie rodzina, niedobitki kibiców, którzy się jeszcze nie znudzili mimo tego, że witali zwycięzców biegu ponad pięć godzin wcześniej. Na finiszu biegu przez Gryzonię nie mogło oczywiście zabraknąć honorowej mieszkanki kantonu, czyli Heidi.

Mammut już po biegu i Heidi

Mammut już po biegu i Heidi

Heidi stała na skraju wzniesienia i machała ręką, dopóki goście nie zniknęli.
/Johanna Spyri, Heidi, tłumaczenie Izabella Korsak/

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *