Rodzina pojechała na wakacje do Polski, a ja, jako przedstawiciel „ludu pracującego miast i wsi” pozostałem na stanowisku i przez cały tydzień wydajnie pracowałem. Nastał jednak weekend i trzeba było zaplanować coś na samotne dwa dni. W poprzedniej korporacji nie miałbym z tym problemu, ponieważ „śmiertelne linie” zmusiły by mnie do pracy także w dni teoretycznie od niej wolne.
Praca jest prawem, obowiązkiem i sprawą honoru każdego obywatela. Pracą swoją, przestrzeganiem dyscypliny pracy, współzawodnictwem pracy i doskonaleniem jej metod lud pracujący miast i wsi wzmacnia siłę i potęgę Ojczyzny, podnosi dobrobyt narodu i przyśpiesza całkowite urzeczywistnienie ustroju socjalistycznego. Przodownicy pracy otoczeni są powszechnym szacunkiem narodu.
/Artykuł 14, Konstytucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej z roku 1952; tzw. konstytucja stalinowska/
Obecna firma nie zapewniała mi weekendowych nadgodzin, musiałem więc wymyślić coś samemu. Myślałem i wymyśliłem…
…że przeprawię się z Doliny Rodanu przez Alpy, aż do St-Gingolph i wrócę do Lozanny statkiem kursującym po Jeziorze Genewskim. Przygotowałem więc szybko potrzebny ekwipunek i ruszyłem w tan!
Więc ten pan, smętny pan
Zdenerwował się, proszę państwa, okropnie.
Pojął, że właśnie on
Może życie przesiedzieć przy oknie.
Nagle wstał, ruszył w tan,
Walc hiszpański mu dodał odwagi.
/Jerzy Połomski, Cała sala śpiewa z nami/
Wsiadłem do pociągu na dworcu głównym w Lozannie, gdzie przytrafiła mi się przygoda, którą chciałbym opisać, ku przestrodze. W pociągu, idąc przez przedział, szukałem miejsca żeby usiąść. Większość foteli była zajęta, ale dostrzegłem korzystną lokalizację, gdzie tylko jeden człowiek siedział pod oknem, mając koło siebie plecak, a pozostałe 3 fotele były wolne. Usiadłem zatem naprzeciwko niego, ale od strony przejścia, żeby móc wyprostować nogi. Plecak położyłem od strony okna.
Nagle przez przedział zaczeła przeciskać się dosyć głośna grupa czarnoskórych mężczyzn. Kiedy przechodzili obok mnie i mojego sąsiada, jednemu z nich wypadła z ręki garść drobnych monet i posypała sie na nas i na podłogę. Bełkocząc “excusez-moi”, jeden z czarnych mężczyzn schylił się i zaczął zbierać monety.
Już pochylałem się żeby mu pomóc, gdy moja wybujała wyobraźnia przypomniała mi filmy o ninja, którzy rzucając w tłum drobne monety, odwracali od siebie uwagę. Kiedy ludzie zajęci byli zbieraniem rozsypanych pieniędzy, ninja mogli zabijać, porywać, wykonywać inne zadania lub po prostu uciekać. W ułamku sekundy zrozumiałem, że tu została zastosowana ta sama metoda! Wyprostowałem się i przygarnąłem plecak do piersi! Mój sąsiad jednak nie oglądał filmów o japońskich skrytobójcach, bo z zapałem zabrał się do zbierania monet z podłogi, gdy tymczasem drugi z czarnoskórych mężczyzn już sięgał po jego plecak leżacy na fotelu. Krzyknąłem po angielsku: “Uważaj na plecak”! (bo po francusku nie zebrałem myśli tak szybko).
Po pierwsze mężczyzna zrozumiał co mówię, po drugie zareagował i w dodatku wykazał się refleksem, bo w ostaniej chwili chycił swój plecak i wyrwał go z ręki Murzyna. Rabusie szybko zrozumieli, że tym razem się nie udało i wybiegli z pociągu. Skutkiem ubocznym zajścia było to, że wzbogaciłem się o 50 centymów (w 10 i 5 centówkach), których bandyci nie zdążyli pozbierać razem z portfelami pasażerów. Wdzięczny turysta, jak się okazało ze Szkocji, dziękował mi kilka razy za uratowanie jego dobytku i dziwił się, że takie rzeczy dzieją się w uważanej za bezpieczną Szwajcarii.
Taaak, to już nie ta sama Szwajcaria co za czasów „Goldfingera” i „Służby Jej Królewskiej Mości”. Nawet James Bond dostrzega różnicę i wybiera Austrię na miejsce swoich nowych przygód w filmie „Spectre”. Zatem pamiętajcie Drodzy Czytelnicy, jeżeli zacznie spadać na was deszcz drobnych monet, to nie cud – to napad, a nie zawsze będzie przy Was inspektor Harry Callahan.
Wiem, o czym myślisz, śmieciu: „Strzelił sześć razy czy tylko pięć?”. Szczerze mówiąc, w tej całej zabawie straciłem rachubę. Ale zakładając że to magnum 44, najpotężniejszy pistolet na świecie, może elegancko odstrzelić ci głowę… musisz sobie zadać pytanie: „Czy mam dziś szczęście?” Masz śmieciu?
/Brudny Harry/
***
Wysiadłem na stacji w Aigle o 12:20, żegnany serdecznie przez Szkota, który jechał do Chamonix. Od razu ruszyłem biegiem trasą turystyczną wzdłóż torów, cofając się początkowo w kierunku Lozanny. Po chwili (jak wiadomo z komiksów o Tytusie, jedna chwila = trzy momenty) dotarłem do szpaleru drzew wśród których płynie Grande Eau (zbyt duża to ona nie była). Skręciłem w lewo po wałach przeciwpowodziowych, przebiegłem pod autostradą i wraz ze strumieniem dotarłem do Rodanu (Le Rhône).
Skręciłem znów w lewo, w asfaltową drogę, która jest także trasą rowerową i rolkową. Dotarłem do mostu i przeprawiłem się po nim na drugą stronę rzeki. Zaraz za mostem zbiegłem po wale w lewo w dół, do asfaltowej drogi i także trasy rolkowo-rowerowej, równoległej do trasy z przeciwległego brzegu.
Po płaskiej drodze biegłem aż do miejscowości Vouvry, nad którą 450 metrów wyżej góruje budynek elektrowni Chavalon.
Elektrownia została uruchomiona w roku 1965 i spalała ciężki olej opałowy (mazut), który powstawał jako produkt uboczny produkcji paliwa w pobliskiej rafinerii w Collombey. Z powodów ekologicznych została zamknięta w roku 1999. Jednakże w związku z planowanym wyłączeniem wszystkich elektrowni atomowych w Szwajcarii do roku 2034, będzie ponowne uruchomiona, tym razem wykorzystując gaz ziemny do produkcji elektryczności.
Zacząłem wspinać się szlakiem turystycznym, kilkakrotnie przecinając serpentyny drogi dla samochodów.
Upał był niemiłosierny…, ale dzięki plecakowi Mammut Lithium Z20 byłem zabezpieczony. Piłem zarówno ze zbiornika w plecaku (o zaletach tej metody pisałem już w artykułach Mammut w krainie Heidi i Celuj w Księżyc), jak i z bidonu, umieszczonego w uchwycie przytwierdzonym rzepami do szelki plecaka. To nowy element ekwipunku, który postanowiłem przetestować.
Z wodą, a raczej z jej brakiem nie ma żartów na długich trasach. Po kilku godzinach marszobiegu w górach przy upalnej pogodzie, każdy łyk jest na wagę złota, dlatego dodatkowy zapas bardzo się przydaje. Wykorzystałem ten zapas do dna i dlatego mogę potwierdzić, że Add-on bottle holder się sprawdził. Dodatkowo jest lekki (60 gramów) i ma możliwośc regulacji w zależności od średnicy butelki. Mała rzecz, a cieszy.
Widzieć ile szczęścia w sobie,
Kryje każda mała rzecz.
Cie-szmy się z małych rze-czy, bo
wzór na szczę-ście w nich zapisa-ny jeest!
/Sylwia Grzeszczak, Małe rzeczy/
Zaprawdę powiadam Wam, smak H20 zmienia się w zależności od zmęczenia organizmu i im większe zmęczenie, tym lepszy smak.
Róża czerwono, biało kwitnie bez,
Nikt z nas nie pęka chociaż krucho jest.
Wzgórza przejdziemy wodą popijemy,
Kuchnie polowe diabli wiedzą gdzie.
Kto by się martwił, że na drodze kurz
I śnieg, i deszcz-to znamy już.
Wzgórza przejdziemy wodą popijemy,
Woda po walce ma jak wino smak.
/Jak rozpętałem Drugą Wojnę Światową/
Dotarłem do miejscowości Miex i przez jakiś czas znów biegłem po asfalcie drogą prowadzącą samochody do Lac de Taney (dla zmotoryzowanych dodam, że ostatni odcinek dozwolony jest tylko dla samochodów z napędem na cztery koła i blokadą dyferencjału różnicowego, więc samochody z tzw. inteligentnym napędem 4×4 włączanym przez komputer nie mogą tam wjeżdżać). Za kapliczką na końcu miejscowości skręciłem w prawo, wróciłem na dziki szlak i dalej w górę kontynuowałem moją wycieczkę biegową także w kierunku Lac de Taney, ale w zdecydowanie dłuższej wersji.
Upał był niemiłosierny…, ale dzięki krótkim portkom Mammut MTR 141 Shorts Long Men biegło się, jak na te warunki, całkiem dobrze. Ponieważ opisywać będę krótkie portki, sprawę tego, co w tych krótkich portkach jest ukryte, zobrazuję tylko poniższym dowcipem:
Przychodzi facet do lekarza i wystawia na blat lekarskiego biurka swoje przyrodzenie.
Lekarz spogląda i pyta:
– Za krótki?
– Nie!
– Za cienki?
– Nie!
– No to jaki?
– Fajny! Co nie!?
Spodenki są tak krótkie, że nie ma zbyt wiele do opisywania. Tkanina to mieszanka poliamidu i elastanu. Od wewnątrz spodenki posiadają siateczkę. Są baaardzo lekkie, ważą 150 gramów (na wadze kuchennej mojej żony nic nie ważą), dzięki temu biegnie się w nich wygodnie. Są przewiewne, schną szybko i w ogóle bardzo dobrze mi się w nich biega. Własne odczucia w ostatecznym rozrachunku są najlepszym doradcą przy wyborze ubrań i sprzętu sportowego.
Dotarłem w końcu nad Lac de Taney od strony północno wschodniej. To urokliwe jeziorko znajduje się na wysokości 1408 m n.p.m. Mieści się przy nim pole namiotowe, mała osada domków i restauracja. Przebiegłem przez przysiółek, przy fontannie uzupełniłem zapas wody i skierowałem się w lewo, w górę trawersując stok. Szlak wiódł prosto na zachód, żeby po jakimś czasie skręcić lekko w kierunku północnym i przez przełecz Pas de Lovenex dotrzeć do przełęczy Col de la Croix.
Będąc tak wysoko w górach człowiek wycisza się, rozmyśla, zastanawia się nad najważniejszymi sprawami w życiu, szuka absolutu… Mnie nurtowała tyko jedna myśl – dlaczego Mammut nie produkuje skarpetek!? To zaniedbanie było wielokrotnie punktowane i wypominane przez moich znajomych, co tworzyło rysę w moim perfekcyjnym mammutowym wizerunku. Muszę napisać do działu marketingu w Seon, kiedy ta karygodna sytuacja się zmieni. Było by to wspaniałe uzupełnienie kolekcji butów (trailowych, wysokogórskich i trekkingowych).
A’propos butów. Upał był niemiłosierny…, ale opisywane już wcześniej Mammut MTR 201 Pro Low dobrze ze mną współpracowały. Stopy swobodnie oddychały i nie miały żadnych obtarć, a trzymanie się podłoża było fantastyczne. Szczególnie przydatne okazało się to na następnym etapie wyprawy.
Z przełęczy droga prowadziła ostro w dół po luźnych kamieniach, w kierunku granicy z Francją. Zbiegłem do dna doliny i wzdłóż potoku granicznego La Morge dobiegłem do St-Gingolph.
I tu problem. Do Evian nie jeździł już żaden autobus, ani statek. Sił już nie miałem, ni czasu, żeby biec asfaltową drogą wśród jadących samochodów. Cóż było robić? Nie miałem długiego szarego prochowca, jak Rotger Hauer, tylko piękną, pomarańczową koszulkę Mammuta, więc założyłem, że nie powinienem wzbudzać zbyt dużego strachu jako „Autostopowicz”. Miałem rację. Po około 10 minutach machania ręką na nadjeżdzające pojazdy, jakiś samochód zatrzymał się przy mnie. W środku siedziała młoda dziewczyna ubrana dosyć… śmiało, że tak powiem. Okazało się, że jedzie do Evian do kasyna do… pracy. Wsiadłem zatem do środka. Najpierw grzecznie i krótko opowiedziałem skąd się wziałem na drodze, jaką dzisiaj trasę pokonałem i dlaczego potrzebuję transportu, a potem przez resztę drogi mówiła ona. Okazało się, że jest… doktorem psychologii i wraz z innymi doktorantami zarówno psychologii, jak i socjologii opisują zjawisko uzależnienia od hazardu. Obecnie jeżdżą po różnych kasynach i prowadza badania. Strój okazał się… kamuflarzem potrzebnym do badań.
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.
/Łk, 6, 37/
Dojechaliśmy do Evian. Pani doktor wysadziła mnie przy porcie, a sama pojechała do swojego „laboratrorium” prowadzić badania. Wsiadłem na statek o godznie 20:45. Siedząc w czasie rejsu na ławce na rufie mogłem spokojnie podziwiać widoki. Po stronie bakburty tarcza słoneczna powoli, ale nieubłaganie opadała w kierunku ciemnego pasma Gór Jura, aby skryć się za czarnymi szczytami dokładnie w momencie, kiedy statek zacumował w porcie w Ouchy, w Lozannie.
Ciemność, ktora nadciągnęła znad Morza Środziemnego, okryła znienawidzone przez procuratora miasto. Zniknęły wiszące mosty, łączące świątynię ze straszliwą wieżą Antoniusza, otchłań zwaliła się z niebios i pochłonęła skrzydlatych bogów ponad hipodromem, pałac Hasmonejski wraz z jego strzelnicami, bazary, karawanseraje, zaułki, stawy… Jeruszalaim, wielkie miasto, zniknęło, jak gdyby nigdy nie istniało. Pożarła je ciemność, która przeraziła wszystko, co żyło w samym Jeruszalaim i w jego okolicach. Dziwna chmura przygnana została znad morza przed wieczorem czternastego dnia wiosennego miesiąca nisan
/Michaił Bułhakow, Mistrz i Małgorzata/