Jak co roku wybieraliśmy się rodzinnie na Pasterkę. Tym razem do kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny na krakowskich Bielanach. Niestety po wieczerzy wigilijnej cała krew została przepompowana do żołądka i jelit, żeby strawić 12 dań pochłoniętych tego wieczora. Wpłynęło to oczywiście negatywnie na działanie pozostałych części ciała. Nogi nie chciały się ruszać, a mózg odpływał w objęcia snu.
Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: «Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe».
/Mt 26, 40-41/
Zatem wyruszyliśmy. O tej porze jednak samochodem, a nie biegiem. Pomimo zapału trzeba zachować zdrowy rozsądek. Poza tym, pozostali zdecydowanie wypowiedzieli się przeciwko bieganiu. Zaparkowaliśmy na Alei Wędrowników, u podnóża Lasu Wolskiego i stamtąd pieszo weszliśmy na Srebrną Górę. Mrok…
[…] nigdzie drogi ni kurhanu ;
Patrzę w niebo, gwiazd szukam, przewodniczek łodzi;/Adam Mickiewicz, Stepy Akermańskie/
Rozpoznałem gwiazdozbiory Oriona, Wielkiej Niedźwiedzicy i Kasjopei. Po krótkim marszu Aleją Konarową stanęliśmy przed pierwszą bramą i dalej wąską uliczką między murami doszliśmy do furty klasztornej. Tam czekało już sporo ludzi, którzy tak jak i my chcieli powitać Dziecię wraz z eremitami ze Srebrnej Góry.
Erem (łac. eremitorium – klasztor zakonników żyjących w odosobnieniu) na Bielnach został ufundowany w 1604 przez marszałka wielkiego koronnego Mikołaja Wolskiego. Legenda głosi, że był nie lada grzesznikiem, parał się czarną magią i alchemią, ale pod koniec życia nawrócił się i w ramach zadośćuczynienia za grzechy sprowadził do Krakowa Kamedułów z Włoch. Mnisi wybrali sobie na siedzibę miejsce, które niestety nie należało do Wolskiego, ale do Sebastiana Lubomirskiego, kasztelana wojnickiego, który terenu odstępować nie chciał. Wolski okazał się znakomitym psychologiem i zastosował najlepszą metodę na drugiego Polaka w stylu poniższego kawału:
Diabeł złapał Niemca, Francuza, Anglika i Polaka.
Kazał Niemcowi skoczyć w przepaść, a Niemiec na to że nie skoczy, więc diabeł mówi:
– Ale takie są rozkazy.
– Jawohl Herr Diabeł – wrzasnął Niemiec i skoczył.
Diabeł przekonuje Francuza do skoku. Francuz nie chce skakać, więc diabeł mówi, że takie są rozkazy.
– Ja mam w nosie rozkazy – odpowiedział Francuz.
– Ale taka jest obecnie moda – przekonywał diabeł.
– Skoro taka jest moda to skaczę.
Następny jest Anglik, który oczywiście też nie chce skakać. Nie interesują go rozkazy ani moda, więc diabeł mówi:
– Skocz dla królowej – na co Anglik śpiewając „God save the Queen” skoczył w przepaść.
Na końcu diabeł mówi do Polaka, żeby skakał, a Polak nie chce.
– Ale takie są rozkazy.
– Ja mam w nosie rozkazy.
– Ale taka jest obecnie moda.
– Mnie moda nie interesuje.
– Skocz dla królowej.
– W Polsce nie ma królowej.
Wtedy diabeł smutno powiedział:
– A więc nie skoczysz?
A urażony Polak na to:
– Co, ja nie skoczę?!
Tak więc Wolski zorganizował wystawną ucztę, na którą oprócz Lubomirskiego zaprosił ważne osobistości Krakowa. Pod koniec biesiady, kiedy goście byli już w doskonałych humorach, Wolski opowiedział o swoich kłopotach ze znalezieniem miejsca dla Kamedułów. Wtedy kasztelan Lubomirski, powiedział „Co, ja nie skoczę?!” i podpisał akt darowizny. W dowód wdzięczności Wolski podarował Lubomirskiemu srebrne naczynia użyte podczas uczty, które musiały sporo kosztować, ponieważ zrekompensowały wartość darowanego terenu. Na pamiątkę tego wydarzenia wzgórze, na którym szybko zaczął powstawać erem nazwano Srebrną Górą.
Dzięki temu mogliśmy czekać przed furtą klasztoru w tę Cichą Noc. Tuż przed północą brat furtian otworzył drzwi i przez trawiasty dziedziniec weszliśmy do barokowego kościoła. Zaraz za wejściem zdeptaliśmy grzeszne szczątki marszałka Wolskiego pochowane tuż pod posadzką (takie było jego życzenie). Usiedliśmy w lodowatych ławkach, w nieogrzewanym kościele i Pasterka zaczęła się. Żadnych organów, tylko śpiew mnichów i przybyłych wiernych. Niezapomniane przeżycie. Kazanie proste, szczere, bez gestykulacji, zawieszania głosu i wskazywania palcem. Widać było, że to ludzie modlitwy i kontemplacji. Nie są przygotowani do codziennego kontaktu z gośćmi z zewnątrz w kościele. Najważniejsze jednak zostało powiedziane – była wiara, była nadzieja i była miłość. I były piękne polskie kolędy.
Cóż masz niebo nad ziemiany?
Bóg porzucił szczęście swoje,
Wszedł między lud ukochany,
Dzieląc z nim trudy i znoje.
Niemało cierpiał, niemało,
Żeśmy byli winni sami,
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami./Franciszek Karpinski, Pieśń o Narodzeniu Pańskim/
Kiedy wyszliśmy z kościoła po mszy, nad nami migotały gwiazdy, a pod nami jaśniały światła ponad tysiącletniego miasta. Mieszkańcy spokojnie spali, jedli lub… wracali z Pasterki.
Krakowianie, czy wiecie, dzięki komu Wasze miasto stoi bezpieczne i nienaruszone przez tyle stuleci? To Kameduli są waszym piorunochronem.
/Jan Paweł II podczas wizyty u Kamedułów w 2002 roku/
Bardzo fajnie opisane. Niech się rozwija Twój talent obserwowania i blog też.