Minął już ponad rok od wydarzenia, które zmieniło losy Wszechświata i wpłynęło na życie wielu jego mieszkańców. Nawet Kroniki marsjańskie wspominały o tym istotnym wydarzeniu. Jak już doskonale wiecie (powtarzam to przecież przy każdej okazji), po rozstaniu z moją „prawdziwą rodziną” zacząłem pisać bloga.
***
Jednym z pierwszych wpisów była Pasterka na Srebrnej Górze z 24 grudnia 2013.
Historia kołem się toczy, więc w rok później, po wieczerzy wigilijnej, zgodnie z tradycją wyruszyłem poszukać Słowa, które stało się ciałem…
– Ona nie może się tak nazywać: Tradycja!
– Dlaczego niby?
– Pytasz, dlaczego? No bo tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze. Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza. Tradycja naszych dziejów jest warownym murem, to jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza… To jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje, od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy.
/węglarz Tłoczyński odpowiada ojcu dziewczynki o imieniu Tradycja; „Miś”, reż. Stanisław Bareja/
Tym razem zeszłoroczni uczestnicy nie znaleźli w sobie wystarczającej ilości Mocy, więc do klasztoru Benedyktynów w Tyńcu wyruszyłem samotnie.
Tyniec leży na zachodnim krańcu Krakowa, nad Wisłą, która w tym miejscu tworzy malowniczy przełom wśród wzgórz zbudowanych z wapienia jurajskiego, nazywany Bramą Tyniecką.
Obecnie Tyniec należy administracyjnie do Dębnik, jednej z dzielnic Krakowa. Miejsce to jest tak cenne przyrodniczo i historycznie, że jest częścią Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego. Obejmuje on fragment doliny Wisły na odcinku Ściejowice – Kraków wraz z trzema ważniejszymi kompleksami leśnymi: Laskiem Wolskim oraz drzewostanami w okolicach Tyńca i Czernichowa.
Nazwa parku wywodzi się od dwóch starych klasztorów położonych w jego granicach, na przeciwległych brzegach Wisły: Eremu Ojców Kamedułów na Bielanach (o którym to pisałem rok temu) oraz Opactwa Ojców Benedyktynów w Tyńcu.
Etymologia nazwy Tyniec wywodzi się natomiast od staropolskiego słowa „tyn”, które oznacza miejsce warowne. Można zatem wnioskować, że w Tyńcu znajdowały się umocnienia lub obwarowania, co zresztą potwierdzają badania historyczne.
Pierwsze ślady osadnictwa w rejonie Tyńca datowane są na 800-650 lat p.n.e. (V okres epoki brązu), kiedy istniało tu niewielkie grodzisko.
Dużo większe i lepiej zachowane fragmenty osadnictwa prehistorycznego można znaleźć niecały kilometr na południe od opactwa, w obrębie Góry Grodzisko (280 m n.p.m.). Zarośnięte trawą obwałowania mają kilka metrów wysokości, a w niektórych miejscach na zboczu można przy odrobinie dobrej woli rozpoznać pierwotną, kamienną konstrukcję wału. Pod tym kamiennym nasypem archeolodzy odnaleźli resztki drewnianej palisady. Na podstawie badań, oceniono, że grodzisko pochodzi z wczesnej epoki żelaza (ok. 500-400 lat przed naszą erą).
Czasy pomiędzy prehistorią, a historią, płynnie wypełnia legenda o Walgierzu Wdałym i Helgundzie, spisana po łacinie w średniowiecznej Kronice Wielkopolskiej, na przełomie XIII i XIV wieku.
Walgierz Wdały (czyli w języku staropolskim – mocny, rosły, dobrze zbudowany, przystojny), znany ze swej siły i urody właściciel Tyńca, podczas pobytu na francuskim dworze zakochał się w córce króla, pięknej Helgundzie, którą ojciec chciał wydać za królewicza alemańskiego (w innej wersji – wysłać do klasztoru). Chcąc skłonić jej serce ku sobie, przez trzy kolejne noce śpiewał pod jej oknem wzruszające pieśni.
Ostatecznie Helgunda pokochała Walgierza (chyba miała już dość jego zawodzenia pod oknem) i wraz z wybrankiem serca udała się do zamku w Tyńcu. Po drodze Walgierz musiał pokonać straszliwie obrażonego królewicza niemieckiego, który z zemsty za odrzucenie zalotów przez Helgundę, zastawił pułapkę na zakochanych uciekinierów.
Po powrocie do zamku, poddani Walgierza skarżyli mu się na krzywdy doznane od Wisława Pięknego, pana Wiślicy. Walgierz zaatakował zamek Wisława, pojmał go i wtrącił do lochu. Po jakimś czasie, jak to miał w zwyczaju, wyruszył na kolejną wyprawę awanturniczo-przygodową.
Helgunda, nękana samotnością, wypuściła więźnia z lochu. Urzeczona jego urodą (miał w końcu przydomek Piękny) szybko zapomniała o mężu i zaprosiła Wisława do swojej alkowy. Obawiając się jednak zemsty małżonka, Helgunda z kochankiem uciekła do Wiślicy – bo to zła kobieta była.
Wkrótce potem Walgierz powrócił z wyprawy. Dowiedziawszy się o niewierności żony, zapałał straszliwym gniewem i ruszył na zamek Wisława. Tam jednak został ponownie oszukany przez żonę, która obiecując wydać mu swojego kochanka, wpuściła go do zamku, gdzie w zasadzce czekali już rycerze Wisława. Walgierza zakuto w łańcuchy i uwięziono w klatce, z której co wieczór musiał obserwować miłosne uciechy Helgundy i Wisława. Jedyną osobą, która okazała serce uwięzionemu, była siostra Wisława, która powiedzmy to łagodnie, nie grzeszyła urodą. Uzyskawszy wcześniej od Walgierza obietnicę małżeństwa potwierdzoną przysięgą (brzydka, ale nie głupia), potajemnie dostarczyła mu klucze do kajdan i miecz. Gdy znowu kochankowie cieszyli się sobą, Walgierz zrzucił łańcuchy, wyszedł z klatki i pozbawił oboje życia.
Utwór łączy wątki rycerskiej tradycji zachodnioeuropejskiej z rodzimymi polskimi podaniami. Istniało kilka wersji eposu o Walterze (Walgierzu). Pierwotnie utwór opisywał ucieczkę Waltera i Helgundy z kraju Hunów i walkę o wiezione przez zbiegów skarby króla Attyli. Opowieść zawarta w Kronice Wielkopolskiej z podstawowego tworzywa eposu zachowuje imiona głównych bohaterów i motyw ich ucieczki. Jej kierunek zostaje jednak odwrócony: Walgierz i Helgunda uciekają na wschód, z Paryża do Polski. Z opowieści znikają Hunowie i dwór króla Attyli, pojawiają się natomiast elementy charakterystyczne dla XII i XIII wiecznej poezji dworskiej: walka o miłość i uznanie kobiety, śpiewanie pod oknem ukochanej. Zupełnie nowy jest też motyw wiarołomnej żony.
Legendę o Walgierzu i Helgundzie przytoczył Henryk Sienkiewicz w „Krzyżakach”, a nawiązywał do niej Stefan Żeromski w poemacie prozą, pod tytułem „Powieść o Walgierzu Wdałym”.
Także tyniecka gospoda Pod Lutym Turem znalazła poczesne miejsce w powieści Sienkiewicza, gdyż właśnie tam rozpoczyna się akcja „Krzyżaków”.
W Tyńcu, w gospodzie „Pod Lutym Turem”, należącej do opactwa, siedziało kilku ludzi, słuchając opowiadania wojaka bywalca, który z dalekich stron przybywszy, prawił im o przygodach, jakich na wojnie i w czasie podróży doznał.
/Henryk Sienkiewicz, „Krzyżacy”, tom I, rozdział I/
Historia tego miejsca ma swój początek dopiero w 1044 roku (taką datę podaje Jan Długosz), kiedy to w Tyńcu osadzeni zostają Ojcowie Benedyktyni. Zakon Świętego Benedykta (łac. Ordo Sancti Benedicti, skrót: OSB) to najstarszy katolicki zakon mniszy na Zachodzie, założony w 529 roku przez św. Benedykta z Nursji.
Do dziś trwają spory wśród historyków, kto dokładnie i kiedy założył tynieckie opactwo. Jedni bronią przekazu Długosza o 1044 roku i jako fundatora wskazują księcia Kazimierza Odnowiciela, inni odnoszą sprowadzenie mnichów do czasów Bolesława Szczodrego i wiążą to wydarzenie z jego koronacją królewską (1075). Bez względu na fundatora warto pamiętać, że Tyniec jest najstarszym klasztorem w Polsce, a mnisi przybyli tutaj ze słynnego opactwa w Cluny we Francji. W 1124 kardynał Idzi z Tuskulum, legat papieski, mnich w Cluny, wystawił najstarszy zachowany dokument Tyńca (oficjalne potwierdzenie prawa do tych terenów) i zapewne to on konsekrował pierwszy kościół klasztorny. Opat klasztoru w Tyńcu nazywany był abbas centrum villarum (od stu wsi posiadanych przez klasztor) i nosił tytuł arcy-opata.
Walory obronne Tyńca były wykorzystywane wielokrotnie na przestrzeni wieków. Klasztor był miejscem walk z Tatarami w XIII w., Czechami w XIV w. i Szwedami w XVII w. W latach 1771-72 Tyniec broniony był przez żołnierzy Konfederacji Barskiej, czyli pierwszego w dziejach Polski powstania narodowego.
Podczas ostatniej wojny wycofujący się z Krakowa Niemcy bronili się w Tyńcu przed wojskami radzieckimi.
Na podwórzu przed klasztorem wykopana jest studnia sięgająca poziomu Wisły. Według kolejnej tynieckiej legendy, pewien krakowski rzezimieszek został przyłapany na kradzieży. Mieszkańcy miasta gonili go aż do Tyńca, gdzie przekroczył bramę klasztoru i mógł się już czuć bezpiecznie. Klasztor w Średniowieczu był bowiem swojego rodzaju azylem. Przestępca został przygarnięty przez mnichów, wyspowiadany, a jako pokutę miał własnymi rękoma wykopać studnię. Tak też się stało i studnia, choć nie używana, stoi do dzisiaj.
Kościół dzisiejszy to świątynia barokowa. Wewnątrz uwagę przykuwa ołtarz główny, będący dziełem Franciszka Placidiego z obrazem przedstawiającym świętych Piotra i Pawła. Ołtarz zdobią figury wyobrażające: św. Petronellę (według apokryfów córkę apostoła Piotra), św. Grzegorza Wielkiego, św. Barbarę oraz św. Teklę.
W górnej części ołtarza widnieje łaciński napis Isti sunt viri sancti facti amici Dei (Oto są święci, którzy zostali przyjaciółmi Boga).
Na lewym filarze świątyni znajduje się ambona w kształcie łodzi, to również dzieło Franciszka Placidiego. Tuż przed amboną został umieszczony żłóbek, do którego w uroczystej procesji i ze śpiewem kolędy „Wśród nocnej ciszy” na ustach, braciszkowie złożyli małego Jezusa. To był znak do rozpoczęcia Pasterki.
Mszy Świętej o północy przewodniczył O. Konrad Małys OSB, przeor Opactwa tynieckiego. Homilię wygłosił O. Andrzej Haase OSB, proboszcz tynieckiej parafii.
W jednej z kaplic bocznych (jest ich w kościele sześć) znajduje się ołtarz z obrazem malowanym przez Andrzeja Radwańskiego i przedstawiającym św. Benedykta w otoczeniu trzech alegorii – Wstrzemięźliwości (kobieta z wędzidłem), Miłości Niebieskiej (kobieta ze skrzydłami) oraz Miłości Ziemskiej (kobieta w jasnej sukni).
Na sklepieniu kaplicy namalowany został św. Benedykt pośród aniołów, świętych oraz króla Kazimierza Odnowiciela. Po lewej stronie anioł trzyma medalik świętego Benedykta, po środku sam św. Benedykt trzyma księgę z fragmentem reguły benedyktyńskiej: We wszystkim więc niech wszyscy idą za Regułą, jak za mistrzynią… Po prawej stronie król trzyma kartę z napisem 100 wsi przeznaczam dla Tyńca – czyli kolejny punkt dla zwolenników teorii Jana Długosza.
Tyniec, podobnie jak wiele zgromadzeń krakowskich, podkreśla obecność papieża Jana Pawła II. Ojciec Święty odwiedził benedyktynów tynieckich w 2002 roku – informuje o tym tablica wmurowana przy wejściu do klasztoru.
***
Po mszy wyszedłem z klasztoru na dziedziniec, a następnie przez bramę i wzdłuż murów doszedłem do samochodu. Była druga w nocy, Słońce nadciągało nieubłaganie znad Pacyfiku, nie było sensu kłaść się spać. Postanowiłem pospacerować po okolicy. Wziąłem z samochodu latarkę i łyżkę do opon (tak na wszelki wypadek) i zszedłem w dół, w kierunku Wisły.
Z miejsca gdzie jeszcze za czasów mojego dzieciństwa kursował prom (działał nieprzerwanie od XII wieku do 1989 roku), udałem się w górę rzeki. Najpierw drogą u stóp 30 metrowej wapiennej skały, na której wznosi się opactwo, potem ścieżką poniżej wałów przeciwpowodziowych, a następnie samymi wałami dotarłem do podnóża Góry Grodzisko. Ciemności uniemożliwiały robienie zdjęć, więc w kilka dni później, wróciłem do Tyńca na sesję fotograficzną.
Tymczasem ulicami Walgierza Wdałego, Helgundy i Benedyktyńską dotarłem ponownie pod klasztor. Wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu, zastanawiając się po drodze…
A dzisiaj czemu wśród ludzi
tyle łez, jęków, katuszy?
Bo nie ma miejsca dla Ciebie
w niejednej człowieczej duszy!
/„Nie było miejsca dla Ciebie”, polska kolęda, której autorem jest prawdopodobnie ksiądz Mateusz Jeż/
Facet ma wenę. Mieszkam w Krakowie już całe lata i dopiero po przeczytaniu tego bloga dowiedziałem sie ile w tekście jest zawartych arcydzieł Krakowa.
Piękne, dzięki!!!
Proszę o jeszcze!